wtorek, 4 stycznia 2011

niby bez

mogloby istniec zjawisko cos bez czegos, takie niby bez.
zycia uplywaloby latwiej. zapewne nie istnialyby zjawiska typu choroby bo takie niby chore ale bez kataru, goraczki i kaszlu, niby chore komisyjnie, co by polezec w lozku i poczuc sie zaopiekowanym.

zasada niby bez, bezsprzecznie podjelaby temat niby place, ale bez pieniedzy. oh! zastepy niby platnosci bez gotowkowej, bez kredytowej, bezpiecznej, z odczuciem najprawdziwszych zakupow. z doznaniem posiadania

niby jedzenie, bez kalorii. pierdolone zastepy tlustych serow stopionych w aromatyczna mase na powierzchnii pizzy. orszaki gladko polyskujacych kolorowych zelkow, wkraczajacych dwojkami do moich jakze zlaknionych weglowodanow wyglodnialych ust!

niby cos a bez czegos, prostota! niby sex bez zarzutow, wyrzutow, niby zwiazek bez zwiazku, niby impreza bez kaca, niby chlopak bez focha i niby zima, bez depresji.

zglaszam sie do tej sily nadprzyrodzonej, zwanej natura, przyroda czy whatever. to apel, z petycja o wniesie w zycie zasadny niby bez.

juz wystarczajaco wszystko jest trudne i popierdolone.

niby wpis, ale bez wydzwieku.