czwartek, 30 czerwca 2011

miłość

nawet jak zaistnieje miłość ( o ile nie pomyli tego z niczym innym człowiek zauroczony bądź zafascynowany, albo po prostu samotny )
to i w większości przypadków ( ale o nie, nie, nie, NIE u każdego z nich )u jednego lub drugiego, tej miłości uczestnika, wystąpi proces gnilny danego uczucia, co bowiem może nastąpić:
- wewnętrzne paranoje jednego ( bądź obu, olaboga ) uczestników, objawia się nieufnością, skamieniałymi poglądami, zazdrością..

najbardziej doprowadzającymi do pasji zdarzeniami jest ubzduranie sobie czegoś, bez możliwości przetłumaczenia przez druga osobą - prawdy. Ludzie kłamią na potęgę, ale do jasnej cholery, skoro już w kogoś wkładasz swojego penisa (lub użyczasz swojej wedżajny) i to obopulne maltretowanie narządów rozrodczych łączysz więzią emocjonalną, PO CO, zastanawiasz się czy ktoś cie zdradza czy nie. jak by zdradzał, raczej by z tobą nie był. wiem, wiem, niby proste jak budowa cepa a się nie sprawdza, ale na swoja obronę mam fakt, ja, jak mi coś nie leży, z momentu to zakańczam i najwyżej brnę w coś innego. skoro już zastanawianie się co do prawdomówności danej osoby, w momencie, kiedy inni tak robią, zarekomenduje sypianie i kochanie tej całej masy innych. i chuj

paranoja w głowie, raczej wynika z brak pewności siebie, lub owej pewności co do nie popełniania czynów, o które wyżej wymieniony on / ona, zostają oskarżeni.

błagam, nie oskarżaj mnie o coś czego nie zrobiłam, zachowując się jak popierdolone, niedorozwinięte, autystyczne dziecko wijące gniazdko swojej własnej nie wiadomo czego wybujałej wyobraźni, bo zwariuje.

i wtedy nic mi nie pomoże.

i zaboli fakt, że mówiło się prawdę..

niedziela, 26 czerwca 2011

najgorzej!

sama już nie chcę chodzić spać.
kurwa jego mać!
krępuje mnie myśl, że przytulić się chcę
do ciała męskiego. bezpiecznego. ciepłego.
porannie do mojego tyłka przyklejonego.

eh.

może to jakiś jebany zegar biologiczny krzyczy?
bo czuję jakbym zerwała się ze smyczy.

jakaś taka kurewsko spragniona. zwilgocona.
niepokojem otoczona.

w swych fantazjach ujednolicona.
precyzyjnie skupiona na obsesyjnej myśli, że mi się przyśni.

z sercem w wadżajnie, a może wadżajną zamiast serca.

rozerotyzowane mam usta.
w środku pozostając pusta.



piątek, 24 czerwca 2011

ścisk tyłka i dzień dobry

znalazłam miejsce, gdzie ponad wszelka wątpliwość, mogę być sobą. gdzie nikt kto mnie nie zna, nie ocenia i nie interweniuje. tak jak to powinno być.
kłębią się we mnie myśli godne pożałowania, które kiedyś muszą gdzies ulecieć. daj bóg by ulatywały na blogu a nie gdzieś w żywą publiczność. kto by i tak wysłuchał i chciał pomóc?

bo tak to już jest, zazwyczaj, że ciągną mnie za języki miliony ludzi, chcący tylko zaspokoić swoją pierdoloną ciekawość, bez mozliwości pomocy.
bo albo nie wiedzą jak pomóc, albo mają to w dupie. rzadko kiedy zdarza się faktycznie by to kogoś obchodziło. a jak juz naprawde obchodzi, to żeby pomiędzy wierszami, dopisać dane słowa do siebie i potem do nich, dość dyskretnie sie dopierdolić.

chyba że chodzi o psychiatre. on ci zawsze pomoże. za oczywiście drobną opłatą. potem opłata wzrasta wraz z potrzebą prowadzenia terapii dwa razy w tygodniu, a potem człowiek pogubiony rezygnuje z owej pomocy, bo co z tego, że  faktycznie zaczyna ci przemawiać do tępej czaszki, jak lecząc się z zaburzenia odżywania, nagle na jakiekolwiek odżywianie ci zaczyna brakowac kasy. i chuj. bylo leczenie i go nie ma. można leczyć sie wódą. po niej zawsze starczy na jakiegos kebaba.

moje dzisiejsze frustracje można by zacząć od żalu, który ściska dupe. po jakims ciotowanym idiocie, po dniach przekilkunastu chlania i ruchania już po związku braku.
nagle odzywa się żal ściskodupowy, nie wiadomego pochodzenia. a skurcz trzyma. może wynika to z kilkunastu poranków obok płci przeciwnej. wykąpanej w alkoholu od przełyku po odbyt. tych poranków gdzie otwierając oczy ludź, przeżywa syndorm obcego sufitu i modli się aby ktoś obok nie wywołał chęci odcięcia sobie ręki. albo dwóch. i choć sytuacja ala filmowy sex w nadbarowym biurze w takcie rytmicznego dansu w taktach błędu klawiszy enter i shiftu, może być przygodą życia, coraz to rzadziej takie pozytywy mnie dotykają, sprawiajac ze moja cipka powoli zarasta kłębami kurzu i wszelkich brudów.

ale nie o przypadkowych sexach i libacjach dzis mowa, mowa o jakiejś, pewnej dozie samotności. może to i zazdrość wynikająca ze szczęscia osób, które w swoim debiliźmie, nawet nie zauważą, że zjebali komuś nerw, czy nawet nerwy dwa! co za chamstwo i skończony szerzący se kretynizm. suchej nitki nie pozostawie na osobach, które nawet nie zrozumieją mojego podejścia. i pewnie dlatego moje szeroko zakorzenione pojebaństwo, daje upust w postaci takich a nie innych skrajnych zachowań i miliardzie niepoprawnych sytuacji!
debilizm i ścisk tyłka.