wtorek, 20 grudnia 2011

15 i pół tygodnia



przekonanie o dojrzałości
ukazuje poziom nieporadności
rymuje
manipuluje
w ryj sobie pluje

poczucie własnej wartości
sprawia, że nigdy nie pości

nie zdarzyło się nic spektakularnego
a ja nie trawię byle czego

być czy chcieć ?

cię już nie mieć

czuć
móc
głową tłuc

serce mieć z mięsa nie z kamienia
choć nie wiem czy to cokolwiek zmienia

czas w miejscu nie stoi
czasem mnie to niepokoi

i robiąc rachunek sumienia

wiem, że nie powinnam była korzystać z twego ramienia.

sobota, 12 listopada 2011

rilejszynszip

związek
związuje ludzi
czasem emocje studzi
para, ich dwoje
w pokoju na stole
w ich wspólnym domu,
nie po kryjomu

się ze sobą związali
i rzadko opuszczali
telefonicznie rozmawiali
wiadomości literami pisali
często ruchali.

nic nie ustalali.
dziać się życiu pozwalali.
tylko, że ciągle się gubili
bo jednak bardziej osobno niż razem byli.
w myślach, mowie, uczynkach
zaniedbywali

jak gdyby nie odczuwali

robili tylko tyle
by nie zdechły motyle.
a to za mało
by się działo.

czwartek, 10 listopada 2011

exhausted

nie ma
a był

został pył.

a może go nigdy nie było
może mi się tylko śniło

sama do rana.
a potem do wieczora.
i następnego rana.
wciąż bardziej sama

w końcu  przyjdzie wiosna
jednakże nieradosna.

bo nie ma go
a był

nie został nawet pył

czwartek, 3 listopada 2011

shit happens

niejednokrotnie
bywa przewrotnie
w tym całym zamieszaniu
w porannym planowaniu
w tym życiu, wtorku, listopadzie
i nic na to nie poradzę
dzień zostawia cień
cień nocy
o czwartej, po północy
nie zdarza się nic złego
nie chcę powiedzieć, że dobrego
w ostatecznym dnia rozrachunku
koszty i straty
spłacane raty
za dobre chwile
potrafię liczyć
i się nie mylę…




poniedziałek, 31 października 2011

niebajka

gdzieś tam
zupełnie niedaleko
za piątą górą, za siódmą rzeką
mieszkała ona
cudem ocalona
z życiem skłócona
często zmęczona
wiecznie wkurwiona
czas przepuszczała przez zimne palce
nocą we śnie puszczała latawce
i ciągle się bała
nie dotykała, tylko muskała
ciała innego, jakże obcego
co zranić ją mogło do żywego
nie oddychała
pod powierzchnią pływała
czasem jadała, mało spała
lawirowała
między życiem a nie byciem
w źle rozumianym samozachwycie
sto razy upadała i wstawała
i jakby nauk  nie wyciągała
zgubiona w  jakimś lesie na polanie
nie obchodziło jej czy słońce wstanie
lato czy zima
jeden chuj
wybudowała ogromny mur
leżała na podłodze
i ciągle nie wiedziała
czy będzie nadal trwała.

środa, 19 października 2011

I want your love, love, love


jestem w  jakimś niebie
kromką smalcu na chlebie

albo między, w drodze,
już nie leżąc na podłodze.

nie sama.
nie chyba

najpewniej

we dwoje
nastroje

jak gdyby
nie chciałam

się zakochałam.

sobota, 24 września 2011

skłonna jestem uznać

że jednak istnieje

to o czym wolę głośno nie mówić
nie myśleć
nie wodzić na pokuszenie

losu.
losów
dwojga ludzi
pętlą nieprawdopodobnie, nieprzewidzianych zdarzeń splątanych

postawionych przed faktem najdoskonalej niedoskonałym

tryb przypuszczający
dokonuje się.

ni chuja nic nie powiem.

pozwolę mu.

sobota, 6 sierpnia 2011

closer.

czy prawdziwe są słowa naprawdę powiedziane?

wyznania miłości mniej lub bardziej upubliczniane?

czy prawdziwe są relacje, czy na potrzeby potrzeb preparowane ?

ponaciągane.

a ile jest uczucia w uczuciu?

poczucia uczucia

bliskości
w myślach jedności

pozornej kompatybilności. wspólnych myśli ciągłości.

mieszanki chemii i ciekawości.

miliona litrów radości.


wspólnej codzienności.

czasem mi się tylko zdaje że mogłabym chcieć.
cię mieć

czwartek, 30 czerwca 2011

miłość

nawet jak zaistnieje miłość ( o ile nie pomyli tego z niczym innym człowiek zauroczony bądź zafascynowany, albo po prostu samotny )
to i w większości przypadków ( ale o nie, nie, nie, NIE u każdego z nich )u jednego lub drugiego, tej miłości uczestnika, wystąpi proces gnilny danego uczucia, co bowiem może nastąpić:
- wewnętrzne paranoje jednego ( bądź obu, olaboga ) uczestników, objawia się nieufnością, skamieniałymi poglądami, zazdrością..

najbardziej doprowadzającymi do pasji zdarzeniami jest ubzduranie sobie czegoś, bez możliwości przetłumaczenia przez druga osobą - prawdy. Ludzie kłamią na potęgę, ale do jasnej cholery, skoro już w kogoś wkładasz swojego penisa (lub użyczasz swojej wedżajny) i to obopulne maltretowanie narządów rozrodczych łączysz więzią emocjonalną, PO CO, zastanawiasz się czy ktoś cie zdradza czy nie. jak by zdradzał, raczej by z tobą nie był. wiem, wiem, niby proste jak budowa cepa a się nie sprawdza, ale na swoja obronę mam fakt, ja, jak mi coś nie leży, z momentu to zakańczam i najwyżej brnę w coś innego. skoro już zastanawianie się co do prawdomówności danej osoby, w momencie, kiedy inni tak robią, zarekomenduje sypianie i kochanie tej całej masy innych. i chuj

paranoja w głowie, raczej wynika z brak pewności siebie, lub owej pewności co do nie popełniania czynów, o które wyżej wymieniony on / ona, zostają oskarżeni.

błagam, nie oskarżaj mnie o coś czego nie zrobiłam, zachowując się jak popierdolone, niedorozwinięte, autystyczne dziecko wijące gniazdko swojej własnej nie wiadomo czego wybujałej wyobraźni, bo zwariuje.

i wtedy nic mi nie pomoże.

i zaboli fakt, że mówiło się prawdę..

niedziela, 26 czerwca 2011

najgorzej!

sama już nie chcę chodzić spać.
kurwa jego mać!
krępuje mnie myśl, że przytulić się chcę
do ciała męskiego. bezpiecznego. ciepłego.
porannie do mojego tyłka przyklejonego.

eh.

może to jakiś jebany zegar biologiczny krzyczy?
bo czuję jakbym zerwała się ze smyczy.

jakaś taka kurewsko spragniona. zwilgocona.
niepokojem otoczona.

w swych fantazjach ujednolicona.
precyzyjnie skupiona na obsesyjnej myśli, że mi się przyśni.

z sercem w wadżajnie, a może wadżajną zamiast serca.

rozerotyzowane mam usta.
w środku pozostając pusta.



piątek, 24 czerwca 2011

ścisk tyłka i dzień dobry

znalazłam miejsce, gdzie ponad wszelka wątpliwość, mogę być sobą. gdzie nikt kto mnie nie zna, nie ocenia i nie interweniuje. tak jak to powinno być.
kłębią się we mnie myśli godne pożałowania, które kiedyś muszą gdzies ulecieć. daj bóg by ulatywały na blogu a nie gdzieś w żywą publiczność. kto by i tak wysłuchał i chciał pomóc?

bo tak to już jest, zazwyczaj, że ciągną mnie za języki miliony ludzi, chcący tylko zaspokoić swoją pierdoloną ciekawość, bez mozliwości pomocy.
bo albo nie wiedzą jak pomóc, albo mają to w dupie. rzadko kiedy zdarza się faktycznie by to kogoś obchodziło. a jak juz naprawde obchodzi, to żeby pomiędzy wierszami, dopisać dane słowa do siebie i potem do nich, dość dyskretnie sie dopierdolić.

chyba że chodzi o psychiatre. on ci zawsze pomoże. za oczywiście drobną opłatą. potem opłata wzrasta wraz z potrzebą prowadzenia terapii dwa razy w tygodniu, a potem człowiek pogubiony rezygnuje z owej pomocy, bo co z tego, że  faktycznie zaczyna ci przemawiać do tępej czaszki, jak lecząc się z zaburzenia odżywania, nagle na jakiekolwiek odżywianie ci zaczyna brakowac kasy. i chuj. bylo leczenie i go nie ma. można leczyć sie wódą. po niej zawsze starczy na jakiegos kebaba.

moje dzisiejsze frustracje można by zacząć od żalu, który ściska dupe. po jakims ciotowanym idiocie, po dniach przekilkunastu chlania i ruchania już po związku braku.
nagle odzywa się żal ściskodupowy, nie wiadomego pochodzenia. a skurcz trzyma. może wynika to z kilkunastu poranków obok płci przeciwnej. wykąpanej w alkoholu od przełyku po odbyt. tych poranków gdzie otwierając oczy ludź, przeżywa syndorm obcego sufitu i modli się aby ktoś obok nie wywołał chęci odcięcia sobie ręki. albo dwóch. i choć sytuacja ala filmowy sex w nadbarowym biurze w takcie rytmicznego dansu w taktach błędu klawiszy enter i shiftu, może być przygodą życia, coraz to rzadziej takie pozytywy mnie dotykają, sprawiajac ze moja cipka powoli zarasta kłębami kurzu i wszelkich brudów.

ale nie o przypadkowych sexach i libacjach dzis mowa, mowa o jakiejś, pewnej dozie samotności. może to i zazdrość wynikająca ze szczęscia osób, które w swoim debiliźmie, nawet nie zauważą, że zjebali komuś nerw, czy nawet nerwy dwa! co za chamstwo i skończony szerzący se kretynizm. suchej nitki nie pozostawie na osobach, które nawet nie zrozumieją mojego podejścia. i pewnie dlatego moje szeroko zakorzenione pojebaństwo, daje upust w postaci takich a nie innych skrajnych zachowań i miliardzie niepoprawnych sytuacji!
debilizm i ścisk tyłka.

środa, 4 maja 2011

pozorny «taki, który sprawia wrażenie prawdziwego, ale nim nie jest»

pozornie ludzie są mili.
nawet jeśli pozory mylą. i  z suki  się suczystość wydobyła.

nie zmienia to  faktu jednak , że z pozoru była miła.
tylko się rzeczywistość z wyobrażeniem pomyliła.

kiedyś tam kiedy miłość jeszcze była.
z pozoru wydawała się właściwa.
tylko szybko się wypaliła.
więc czy pozornie była, czy się w wyobrażenie przeobraziła???
czy może wcale nie była, tylko się pozornie ujawniła?

w niedzielę nadzieja była. we wtorek pozornie zgniła.
a może tylko emocjonalnie się z wiarą skurwiła.

przypuszczam, że wątpię, aby się uzewnętrzniła.

z pozoru bywam miła...

wtorek, 4 stycznia 2011

niby bez

mogloby istniec zjawisko cos bez czegos, takie niby bez.
zycia uplywaloby latwiej. zapewne nie istnialyby zjawiska typu choroby bo takie niby chore ale bez kataru, goraczki i kaszlu, niby chore komisyjnie, co by polezec w lozku i poczuc sie zaopiekowanym.

zasada niby bez, bezsprzecznie podjelaby temat niby place, ale bez pieniedzy. oh! zastepy niby platnosci bez gotowkowej, bez kredytowej, bezpiecznej, z odczuciem najprawdziwszych zakupow. z doznaniem posiadania

niby jedzenie, bez kalorii. pierdolone zastepy tlustych serow stopionych w aromatyczna mase na powierzchnii pizzy. orszaki gladko polyskujacych kolorowych zelkow, wkraczajacych dwojkami do moich jakze zlaknionych weglowodanow wyglodnialych ust!

niby cos a bez czegos, prostota! niby sex bez zarzutow, wyrzutow, niby zwiazek bez zwiazku, niby impreza bez kaca, niby chlopak bez focha i niby zima, bez depresji.

zglaszam sie do tej sily nadprzyrodzonej, zwanej natura, przyroda czy whatever. to apel, z petycja o wniesie w zycie zasadny niby bez.

juz wystarczajaco wszystko jest trudne i popierdolone.

niby wpis, ale bez wydzwieku.