z wbitym w ziemię smutnym wzrokiem
idę
spaceruje
nie wiesz nawet jakim jesteś chujem
wyrywam głowę mokrymi pazurami
rozdrapuje ze starości poumierane rany
zabolało każde niewypowiedziane słowo
ciągle cię nie lubię
każdego dnia na nowo
a gdy wieczór idzie
kąpię się we własnym wstydzie
dotykam nazbyt często myślami
w tej samotności jesteśmy wciąż tacy sami
co rano nie wiem jak się nazywam
jakie imię noszę
ze łzami między palcami
o jedno cię proszę
oddaj mi sen, sny
oboje
ich dwoje
choć są nas trójkąty
wplątane w żyć kilka kąty
przesmutną postacią
dla ciebie jej oczy wpatrzone znaczą
że gówno znaczą
wiem nawet kiedy wielkimi mlecznymi kroplami
będą płakały
w zmierzwionych włosach swobodnie pływały
leczyły te same uśmiercone rany
w każdy początek tygodnia zasrany
nie bój się nie bać
zimnego jak lodu ognia
żywa pochodnia
zwykłego przechodnia
nic nie obchodzi
światło zachodzi
śmierć niespokojna za tobą chodzi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz